czwartek, 12 lutego 2015

2.Skok drugi- nieporozumień sens ukryty.

Ewa:


     Tak bardzo się denerwowałam. Nie wiedziałam jak mam to powiedzieć Kamilowi.


-Musimy poważnie porozmawiać.- powtórzyłam patrząc w Jego oczy.

-Co się stało kochanie?- spytał trochę przestraszony.

-Bo ja... nie wiem jak mam Ci to powiedzieć...- szepnęłam obserwując samotne płatki śniegu widoczne w świetle jednej z latarni.
Kamil podszedł do mnie i delikatnie objął mnie w pasie. Tak lubiłam Jego silne ramiona, czułem się w nich tak bezpiecznie.

-Powiedz...po prostu...-zachęcił.

-Jestem w ciąży.- wyjawiłam i zaczęłam płakać. Tak po prostu się rozkleiłam. Bałam się jak to będzie, bałam się Jego reakcji, przecież to miała być nasza wspólna decyzja...
Popatrzyłam w Jego oczy, ale nie umiałam z nich nic wyczytać. Wyrwałam się z jego uścisku i wybiegłam z sypialni.

-Ewa!- usłyszałam za sobą Jego głos. -Dlaczego płaczesz? Hej! Przecież trzeba się cieszyć!- powiedział i całkiem mnie zaskoczył.

-Ale... ja myślałam, że nie chcesz... przepraszam, nie wiem co mi odbiło...- westchnęłam.

-Kochanie, tak się cieszę!- krzyknął i wziął mnie na ręce. Tak bardzo liczyłam na taką Jego reakcję. Teraz już wiedziałam, że wszystko musi być dobrze.

Kamil:


         Przyznam, że byłem w szoku. Ewa w ciąży?! Jak to... Nie planowaliśmy tego... ale jednak ktoś tak chciał. Bardzo się cieszę! Położyłem ją na łóżku i zacząłem całować. Tak namiętnie, a za razem delikatnie. Moja kochana blondynka miała mi dać potomka, o którym tak bardzo marzyłem.


-Ewa może ja nie pojadę na Turniej?- spytałem patrząc jej w oczy.

-Czy Ty zwariowałeś?- zapytała z uśmiechem na twarzy. -Masz jechać i wygrać, pokazać Austriakom kto tu rządzi!

-Jesteś pewna? Nie chciałbym Cię zostawiać...- westchnąłem, opadając na poduszki.

-Jestem pewna. To dopiero początek drugiego miesiąca, nie martw się o mnie.

-No dobrze.- chwyciłem ją za rękę - A kiedy powiemy Łukaszowi i chłopakom?- zapytałem. Przecież nie wyobrażałem sobie trzymać to przed nimi w tajemnicy! Taka nowina! Byłem teraz najszczęśliwszym facetem na świecie!

-Możesz im powiedzieć nawet jutro. Możesz też napisać na facebook'u do fanów!- pisnęła przewracając się na brzuch- Ale musimy najpierw powiedzieć rodzicom.- ogłosiła, dała mi buziaka i zasnęła.

Łukasz:

        Ja się dziwię, że mnie jeszcze żywcem nie wzięli do nieba, na prawdę! A, że jeszcze nie osiwiałem do końca to też cud! Przecież żaden nasz wyjazd nigdy nie może się odbyć bez żadnych problemów. Jeszcze do tej całej zgrai moja kochana siostra dorzuciła mi Alkę. Że niby dziewczyna skończyła szkołę, nie poszła na studia i od września snuje się bez celu, ale ja wiem jak to jest. Aśka po prostu dostała kontrakt w Finlandii no i nie chce jej ani zabrać ze sobą, ani samej zostawić. Ach... Agata chciała, żeby Mała zamieszkała u nas, ale wiem ile Ona ma na głowie z naszymi dzieciakami i nie chciałem jej jeszcze dokładać, po za tym może to nie najgorszy pomysł... Skoro Ala nie ma żadnego zajęcia to może, akurat jej się spodoba, czymś się zajmie... pomoże mi z papierami... ehhh ale i tak czuję, że będą z tego same problemy.

Obszedłem mój samochód chyba z dziesięć razy do koła, a tej dalej nie było. Jak nie zejdzie za 10 minut to przecież spóźnimy się na samolot!

-Ala długo mam jeszcze czekać!- krzyknąłem otwierając drzwi.

-Łukasz proszę Cię nie denerwuj się już, tak. Daj jej pięć minut, przecież nic się nie stanie, jak raz nie będziesz pierwszy na miejscu zbiórki.- Agata starała się mnie uspokoić.

-Jak nic się nie stanie?! Jeszcze trzeba ogarnąć masę rzeczy, powiedz jej żeby się pospieszyła! W ogóle co ona robi?- byłem coraz bardziej zdenerwowany.

-Już jestem.- oświadczyła i zeszła na dół taszcząc dwie wielkie torby.- Przepraszam bardzo wujku, ale musiałam jeszcze dopakować trochę rzeczy.- wyjaśniła.

-Idź do samochodu ja to...to zaniosę.- machnąłem ręką w stronę jej bagażu. 

-To ciociu do widzenia. Z dzieciakami się już pożegnałam.- powiedziała przytulając moją żonę, założyła buty i kurtkę i wyszła na zewnątrz. 


Oczywiście mimo, że dotarliśmy na lotnisko jakieś pół godziny za późno niż miałem to w planach nie było tam jeszcze nikogo z wyjątkiem Klimowskiego, który niecierpliwie przemierzał hale tam i z powrotem.

-Nie ma ich?- zapytałem naiwnie myśląc, że może akurat poleźli coś kupić, albo zjeść.

-Jak widzisz.- westchnął mój zastępca. -Kamil dzwonił, że są z Ewą w drodze i że po drodze zgarnęli Piotrka i Stefana. Od reszty nie mam żadnych informacji. 

-No tak czego ja się głupi spodziewałem.  To jest moja siostrzenica Ala, jedzie z nami na Turniej.- wyjaśniłem.- Ala to jest Zbyszek; mój pomocnik.- przedstawiłem ich sobie i z niecierpliwością wyglądałem moich podopiecznych.

Piotrek:

       Już myślałem, że nie dotrzemy na to lotnisko. No bo kurcze blade najpierw czekałem na Kamila na przystanku, bo jak zwykle narzekał, że mieszkam daleko od głównej drogi i nie ma co tracić czasu, żeby tam dojechać. No i się zgodziłem, punktualnie tam sterczałem, rozdałem w między czasie masę autografów, samochody się zatrzymywały i ludzie chcieli ze mną zdjęcia zrobić! Jak w końcu jaśnie pan dotarł z żonką i Stefkiem to nie ujechaliśmy nawet 10 km, a tu guma! I bęc... zamieszanie. Mistrz nasz zaczął wydzwaniać do jakiś mechaników, wulkanizatorów, ubezpieczycieli czy Bóg wie kogo, Stefek bohatersko oświadczył, że sam wymieni to koło, a Ewa jak zwykle zaczęła robić zdjęcia. No i jak ja z tymi matołami mam wytrzymać...?
W końcu po jakimś czasie, przyjechał ten Kamilowy spec, zrobił co trzeba, a Ewka w końcu przekonała obrażonego Stefka, że na pewno sam by sobie poradził, ale nie mamy na to czasu.
Jak z dziećmi... chociaż nie gorzej. Jak ja spędzam czas z Karolinką i Kubusiem to mam wrażenie, że moje dzieci są bardziej ogarnięte niż Oni...no w końcu po takim ojcu to nie ma się co dziwić!

Nareszcie dotarliśmy na lotnisko. Zebraliśmy z bagażnika wszystkie torby, Kamil pożegnał się z Ewą i pobiegliśmy w stronę trenera. Nagle stanąłem jak wryty. No co jak co, ale Kruczunio to jest wierny swojej żonce jak Kamil Ewie, a tu proszę bardzo, jakaś młoda laleczka przy nim. Czy ja o czymś nie wiem?

-No na reszcie, ileż można na was czekać?- wzburzył się trener.

-Przepraszam bardzo, to moja wina. Złapaliśmy gumę..., mieliśmy małe problemy po drodze.- Kamil wziął wszystko na siebie. No to jest jednak prawdziwy lider!

-Dobra dobra, już się przyzwyczaiłem, że zawsze macie jakieś problemy techniczne, utrudniające wam pojawianie się na zbiórkach na czas.- zaśmiał się Łukasz. -Poznajcie; to jest Ala- moja siostrzenica. Będzie nam towarzyszyła na zawodach.- oświadczył i po kolei przywitaliśmy się z dziewczyną. No muszę przyznać, że odważna, odważna, skoro się zgodziła spędzić z nami tyle czasu. Pewnie biedna nie wie w co się pakuje, ale bez obaw. Wujek Piotrek się nią zajmie!

-Korzystając z okazji, że czekamy na Maćka chciałem wam coś powiedzieć! - zaczął Mistrz -Znaczy bardzo chciałem, żebyście wszyscy przy tym byli, ale jak Kot się spóźnia to nie mogę już czekać.- zaśmiał się nerwowo -No więc! Będę tatą!!!- krzyknął, tak, że kilka przypadkowych osób zwróciło na nas uwagę. No w końcu Mistrzuniu Ojcunio! Rzuciłem mu się na szyję, a w moje ślady poszła cała reszta naszej zgrai.

Maciek:

        Wiem, wiem Kruczek mnie zabije, ale musiałem jeszcze skoczyć do sklepu po kilka niezbędnych rzeczy, a potem spotkałem Ewcie na lotnisku. Nie mogłem przegapić okazji, kiedy była sama, bez Niego... pogadaliśmy trochę, życzyła mi powodzenia... była jakaś taka wyjątkowo radosna. Moja Piękna!
Pożegnaliśmy się i ruszyłem w końcu na to miejsce zbiórki. Z dala zauważyłem tą zgraję matołów, witali się z jakąś dziewczyną. Hummm chyba skądś ją kojarzę... 

  -Korzystając z okazji, że czekamy na Maćka chciałem wam coś powiedzieć! - Kamil zaczął jakaś przemowę, więc przyspieszyłem kroku, żeby dobrze usłyszeć o co chodzi -Znaczy bardzo chciałem, żebyście wszyscy przy tym byli, ale jak Kot się spóźnia to nie mogę już czekać.- zaśmiał się -No więc! Będę tatą!!!- krzyknął zwracając uwagę chyba wszystkich tam obecnych. A Ja zamarłem... On tatą... znaczy Ewa... mamą... to dla tego była taka szczęśliwa... Nie mogłem w to uwierzyć... nie teraz kiedy chciałem jej wszystko powiedzieć... Jak to możliwe?! Schowałem twarz w dłoniach i przysiadłem na jednej z ławek chcą się trochę uspokoić. Kątem oka zobaczyłem, jak wszyscy się na niego rzucili zapewne chcąc pogratulować. 

-Maniek! Brachu.- niech to... Piotrek mnie zobaczył i przybiegł -Widziałeś jakie jaja! Będą małe Stocholątka!- zachwycił się.

-Super świetnie...- mruknąłem i poszedłem również mu pogratulować... żeby nie było, że Kot to mruk i egoista nie umiejący się cieszyć szczęściem kumpli.

***

Przeprasza, przepraszam, przepraszam, że tak późno i całuję wszystkich <3